Czworonożny anioł stróż

Parson Jack Russell Terrier panting

Pan Janek jest 65-letnim rencistą, mieszkającym w małym mieszkaniu na parterze starej kamienicy. Z byłą żoną spędził ponad 30 lat, jednak nadmiar codziennych problemów powodował regularne kłótnie, aż sprawił, że któregoś dnia małżonka odeszła.

Nigdy nie mieli dzieci, więc po rozstaniu pan Janek został niemal bez rodziny. Jego brat mieszkał daleko, a z kuzynami nie utrzymywał kontaktu. By lepiej znosić samotność, raz w tygodniu zapraszał kolegów na partyjkę brydża. Postanowił też zaadoptować psa, który towarzyszyłby mu w trudach życia.

Astor, bo tak nazwał pupila, był średniej wielkości kundelkiem. Krótkowłosy, biały w brązowe łaty nie wyróżniał się spośród innych czworonogów w schronisku, ale pan Janek wybrał właśnie jego. Polubili się od pierwszego dnia. Astor był psem bezproblemowym. Grzecznie chodził na smyczy, nie bał się zostawać sam w domu, a w trakcie brydżowych rozgrywek wiernie czuwał przy krześle opiekuna. Przede wszystkim jednak, uważnie słuchał, gdy pan Janek coś do niego mówił. Sprawiali wrażenie dobrych kumpli. Pan Janek przelewał na Astora całą drzemiącą w nim troskę i miłość. Bardzo mocno przywiązał się do psiaka, więc lubił go rozpieszczać. Nie bacząc na zalecenia weterynarza, czasem częstował go tłustym, ale smacznym mięsem, dzielił się z nim swoimi największymi rarytasami. Pies nie pozostawał mu dłużny – gdy znalazł coś ciekawego na spacerze, zawsze przynosił w zębach, radośnie machając ogonem w przekonaniu, że kawałek patyka lub brudny papierek sprawi panu Jankowi przyjemność.

Któregoś zimowego dnia, dzień po fascynującej partyjce brydża, pan Janek od rana czuł się wyjątkowo źle. Od kilku dni bolało go lewe ramię, czuł dziwny ucisk pod łopatką. Myślał jednak, że może gdzieś nadwyrężył mięśnie, więc nie przejmował się tym jakoś szczególnie.

– Widzisz piesku, na stare lata to człowieka już wszystko boli – mówił do czworonożnego przyjaciela, zakładając kurtkę przed wyjściem na poranny spacer. Astor, jak zwykle, uważnie wpatrywał się w opiekuna, jakby rozumiał każde jego słowo.

Tym razem spacer nie był długi. Pan Janek szybko się zmęczył, w poza tym mocno mroziło. Po powrocie, jeszcze w przedpokoju, odpiął psu smycz i zaczął się rozbierać z zimowych ubrań. Kiedy podniósł rękę, by zawiesić kurtkę na wieszaku, poczuł ostry, przeszywający ból w klatce piersiowej. Zakręciło mu się w głowie, zamigotało przed oczami i osunął się na szafkę, a potem na podłogę. Astor obwąchiwał w tym czasie swoją miskę, lecz po chwili zorientował się, że jego opiekun dziwnie się zachowuje. Pan Janek leżał przy drzwiach, trzymał ręce na klatce piersiowej i z trudem łapał powietrze. Astor pomyślał chyba, że to zabawa, bo podskoczył, zamerdał ogonem i wrócił radośnie do miski, czekając na smakołyk. Pan Janek nie poszedł za nim. Tym razem piesek nie zrozumiał tego zachowania. Zaczął piszczeć, jednocześnie obwąchując opiekuna i liżąc go po twarzy. Oddech pana Janka zamienił się w niepokojący świst. Mężczyzna czuł, że jest źle i nie poradzi sobie z tym samodzielnie, ale nie był w stanie sięgnąć klucza, by przekręcić zamek i otworzyć drzwi. W pewnej chwili Astor zrozumiał, że dzieje się coś bardzo złego. Zaczął skomleć, zaraz potem szczekać. Pan Janek nie wstawał. Astor szalał coraz bardziej. Skakał na drzwi i mocno je drapał. Brzmiało to naprawdę przerażająco, więc nic dziwnego, że po dłuższej chwili ktoś zaczął szarpać klamkę od zewnątrz, domagając się otwarcia i dopytując, co się dzieje.

Pan Janek obudził się w szpitalu. Nie do końca wiedział, co się stało. Pamiętał spacer, ale słabiej kojarzył wszystko, co działo się później. Od lekarzy dowiedział się, że przeszedł zawał i że życie zawdzięcza swojemu najlepszemu przyjacielowi. Odwiedzający go koledzy wyjaśnili szczegóły. Kiedy pan Janek dostał ataku serca, Astor narobił tak okropnego hałasu, że pod drzwi zbiegło się kilku sąsiadów. Niektórzy myśleli, że może w psie obudziła się agresja i zaatakował opiekuna. Chcąc ratować mężczyznę, wspólnymi siłami wyważyli drzwi. Gdyby nie szaleńcze zachowanie czworonoga, które zmusiło sąsiadów do szybkiej interwencji, pan Janek najprawdopodobniej nie otrzymałby pomocy na czas.

Gdy mężczyzna wrócił do domu, Astor powitał go przed drzwiami – wybiegł z mieszkania sąsiada, który z prawdziwą radością zajmował się przez ten czas dzielnym psiakiem. Od tamtej chwili pan Janek rozpieszczał Astora jeszcze bardziej. Wiedział, że to, co ich łączy, to coś naprawdę niezwykłego.