We wrześniu 1939 roku Pani Teresa była rezolutną kilkulatką, która mieszkała wspólnie z rodziną w podwarszawskim Pruszkowie. Jej dzieciństwo zostało brutalnie przerwane przez wojnę i okupację, które silnie odcisnęły się we wrażliwej pamięci dziecka.
O włos…
Rejon Pruszkowa, z racji swojej bliskości względem Warszawy, był wyjątkowo silnie bombardowany. Naloty odbywały się głównie w nocy. Niemieckie lotnictwo rozświetlało niebo specjalnymi flarami, które dla małej Tereski wyglądały niczym podniebne choinki. Szybko jednak ta mała dziewczynka zorientowała się, że ten znak na niebie zwiastuje wyłącznie zagrożenie i strach.
Podczas jednego z licznych nalotów kilkuletnia Tereska kryła się wspólnie z rodziną w swoim domu. Niebo raz po raz rozświetlało się złowieszczym blaskiem flar, po których następowała cisza zwiastująca nadchodzące bombardowanie. Świst spadających bomb przeszywał niebo przez dłużące się w nieskończoność minuty. Kolejne eksplozje to zbliżały się, to oddalały od domu Pani Teresy, która będąc wówczas małą dziewczynką zlękniona kryła się w ramionach swoich bliskich. Nad ranem, kiedy atak ustał, cała rodzina wyszła z ocalałego domu i zobaczyła ogrom zniszczeń całej okolicy. Jednak największą grozę wzbudziło na nich znalezisko, które leżało tuż przy ścianie ich domu. Ze sporego leja złowieszczo wystawała ogromna bomba. Jej wybuch zmiótłby dom małej Tereski z powierzchni ziemi. Na szczęści jednak bomba okazała się niewypałem, a niemieckie bombardowania ustały.
Przebłysk dobra w mroku zła
Okupacja niemiecka była w rejonie Pruszkowa wyjątkowo silnie zauważalna. Przez niewielką wówczas miejscowość przebiegała drogą prowadząca do bazy, w której stacjonowały wojska III Rzeszy. Częsty kontakt z siłami okupacyjnymi potęgował i tak powszechny strach przed Niemcami. Mała Teresa, podobnie jak inne dzieci przeżywała swoje dzieciństwo starając się żyć normalnie. Codzienne zabawy były jednak częściej przerywane przez nadjeżdżające kolumny wojsk niemieckich niż wołającą na obiad mamę lub tatę.
Podczas jednego z kolejnych dni okupacji mała Tereska wspólnie z koleżankami biegała wzdłuż przebiegającej przez miasteczko drogi. Zabawę przerwał warkot nadjeżdżających ciężarówek z niemieckimi żołnierzami. Małe dzieci kierowane strachem i prowadzone doświadczeniem szybko uskoczyły do najbliższego rowu, tak by swoją obecnością nie prowokować okupantów do agresji. Spoglądając zza zarośli i wysokich traw, Tereska dostrzegła, że jeden z żołnierzy zauważył ją oraz jej koleżanki. Pełna obaw widziała patrzącego na nich Niemca, który upewniwszy się, że nikt z jego kompanów nie zwraca na niego uwagi dyskretnym, ale nieprzypadkowym ruchem nogi zrzucił dzieciom kilka bochenków chleba. Tereska i jej koleżanki czekały jeszcze długo po przejeździe kolumny, by wyjść po leżący na drodze chleb. Kiedy minął strach do głosu doszedł głód, który kazał dzieciom rzucić się na coś tak dla nich rzadkiego, jak krągły bochenek chleba.
O wojnie można przeczytać w książkach historycznych lub zobaczyć ją w filmach. Prawdziwy jej obraz, najlepiej jednak oglądać przez pryzmat małych historii osób, które ją przeżyły. Ich świadectwa robią większe wrażenie niż tysiące obrazów.
Z Panią Teresą Jabłońską rozmawiała Aga Filipczak